poniedziałek, 29 marca 2010

Ile kosztuje wolność ?

Postanowiłem opisać i przedstawić moje refleksje dotyczące tego ile kosztuje wolność. Zacznijmy od tego czym jest wolność w znaczeniu o jaki mi chodzi. Wolność można nazywać czasem, gdy cały czas mamy dla siebie, nie musimy nic robić, np pracować. Czas dla siebie który możemy przeznaczyć na poszerzenie wiedzy na przeróżne tematy, zainteresowania i rozwijaniu siebie w każdym tego słowa znaczeniu. Pracując jesteśmy niewolnikami, nie mam czasu dla siebie, stajemy się maszynami do wykonywania naszej pracy za którą dostajemy pieniądze, umożliwijące nam przeżycie. W Polsce ma się to tak, że ledwo wypłata starcza aby przetrwać samemu, nie mówiąc już o jakiś przyjemnościach.. w dzisiejszych czasach przyjemnością może być chodźby posiadanie własnego samochodu i utrzymanie go. Niby co to za przyjemność, ale właśnie świat jest taki, że na prawdziwe przyjemności typu jakieś wycieczki nie wycieczki nie ma miejsca. Osobiście gdybym nagle został sam i miał sam przeżyć z własnej wypłaty.. było by to nie możliwe. Lepiej jest jak się kogoś ma z kim żyje się razem wtedy wypłata jest podwójna bo dwie osoby, a za wszystko płacimy 50%, bo budżet idzie na dwie osoby. I nawet wtedy ledwo można byłoby związać koniec z końcem. Inaczej sprawa ma się w takiej Anglii tam pensja starczy na życie na jakimś poziomie i nawet starczyło by na utrzymanie dwóch osób. Gdyż zarabia się dwa razy tyle co tutaj, a wszystko jest 4x tańsze. Nie wspomną o kulturze i stopniu rozwojowym i dostępności wszelakich towarów. W porównaniu z polską.. w zasadzie nie ma co porównywać. Polska jest 100 lat za murzynami. Pominę już fakt, że żeby kupić własny dach nad głową w polsce jest nie realne. Poza tym nie ma tam wielu problemów typu np piractwo, przynajmniej nie w takim stopniu jak tutaj. Tam nie mam potrzeby pobrania np filmu, bo szybciej jest mi pójść i go kupić w sklepie za cenę nie przekraczającą szklanki piwa w barze, tutaj w polsce, nie dość, że takiego filmu nie można kupić to jak jest to cena jest śmieszna, biorąc pod uwagę zarobki. Rząd dostosowuje ceny panujące w Unii, ale o zarobkach już zapomnieli, nie wspominając o agonalnym stanie wszystkiego.
Bycie wolnym, czyli nie pracuje, stać mnie na utrzymanie siebie i życie na JAKIMŚ poziomie, nie mówię o jakiś luksusach typu zagraniczne wycieki, dom z basenem stól bilardowy itp. Po prostu życie, gdzie stać mnie na jedzenie, chcę sobie kupić piwo to sobie kupuję piwo, stać mnie aby nalać paliwa do auta. Po prostu normalnie życie.
Po przeprowadzeniu skomplikowanych obliczeń wyliczyłem cenę wolności, która opiewa na 2.000.000 polskich złotych. Dokładnie mając 2 miliony złotych możemy przeżyć do końca życia od wieku 21 lat, będąc wolnym. Oczywiście nie wydając z tego ani złotówki. Mówimy tutaj o wolności, a nie o materialnych pokusach ;) Typu mam 2 miliony wydaje na wszystko co się da, kupuje auto dom. Nie. Należy potraktować to jako pracę, gdzie miesięcznie pobieramy sobie z tej kwoty, daną kwotę potrzebną na przeżycie. Pozwolę sobie na trochę szczegółów. Żeby ledwo wiązać koniec z końcem, potrzebne jest nam około 15.000zł na rok. Wyliczyłem, że żeby normalnie żyć ta kwota musi wzrosnąć do conajmniej 25.000zł na rok. Wtedy mamy do dyspozycji 2083zł miesięcznie. Myślę, że taka minimalna kwota starczy aby normalnie żyć, opłacić rachunki dom, auto jedzenie, internet itp. Takie 2 miliony wystarczy aby miesięcznie wydawać 2083zł na 80 lat naszego życia. Czyli kasa skończyła by mi się mając 100 lat. Takiego czasu raczej nie dożyje, chodź nie wiadomo, może medycyna się rozwinie, ale zawsze warto mieć kapkę więcej, przecież coś kupić sobie trzeba. No i nie wiadomo jak z rynkiem. To, że dzisiaj 2000zł starczy na przeżycie przez miesiąc nie wiadomo czy za 20 lat, takie 2000zł nam starczy. Teraz kwestia skąd zdobyć 2 miliony złotych. Cóż, trzeba próbować grać na loteri, co prawda szansa na wygraną jest.. powiedzmy znikoma, ale zawsze jest. Pamiętajmy, że należy tutaj patrzeć na siebie jako jednostkę, a nie ogół.

Na koniec jeszcze się trochę pożalę i ponarzekam.. przedwczoraj czy przedprzedwczoraj, gdy miałem 3 dni do pracy na drugą zamianę i 3 dni wolnego, wstałem sobie około godziny 15.00 Grafik, miałem traficzny i następnego dnia musiałem iść do pracy na 6.00, a była jeszcze zmiana czasu, gdzie zabiera się nam godzinę. Więc wyszło tak, że w ogóle się nie kładłem, bo w momencie kiedy normalnie zasypiałem co do minuty musiałem wyjść do pracy, a wtedy kiedy wstawałem wychodziłem z pracy. Zmiast 8h spać to 8h pracowałem, było ciężko, ale wytrwałem. I dnia następnego to jest dziś mam drugie zmiany, a że miałem wczoraj taki incydent wybiłem się z rytmu i co zasnąłem koło 17.00 i obudziłem się o 00.15 i sobie funkcjonuje i dzisiejszy dzień w pracy znów będzie taki jak wczoraj, też tragedia, lecz trochę lepiej bo nie aż tyle godzin na nogach o 1h i 30 mniej wychodzi. Chyba, że uda mi się zasnąć koło np 9.00 na te 3h chociaż, ale mocno w to wątpię. Zachce mi się spać, jak będę wychodził do pracy. Poza tym nie chcę mi się już pracować. Przydałby się jakieś wakacje przynajmniej te 2 miesiące które by minęło jak z bicza strzelił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz