czwartek, 2 czerwca 2011

upał

Ale miałem idealny i długi sen, nigdy tak długiego nie miałem.. Dokładnie już nie jestem w stanie określić, gdyż był bardzo długi cholernie rozbudowany szczegółowy z mnóstwem postaci i wydarzen. W sumie serial by można było z tego zrobić.. bardziej jako horror. ale był fajny. Wiem dziwne. Był tak rozbudowany, że nie jestem w stanie tego przelać na kartkę papieru nawet jakbym wszystko pamiętał, bo nie potrafie dobrać słów i zdań. Zaczynając od suszu marihuany który we śnie miałem i był schowany kończąć, poprzez apokalipse inaczej armagiedon jak do babka kiepska mawiała, martwych ludzi, wrogów, rodzine, i osób mi drogich, nawet mój kochany piesek, który już od roku śpi. Nie wyjaśnionych zjawiskach fizycznych, których nie mogliśmy wstanie zrozumieć i tak na prawdę nikt nie wiedział co się stało... było jakieś promieniowanie, mieszające w Twojej głowie, plus jeszcze chyba jakieś eksplozje bo na dworze nie było śłońca i było prawie szaro.. ale nie było wybuchu nuklernego ani zimy nuklearnej to było coś innego. Z czasem udało nam się ocalałym wyjść z jednego miejsca i powrócić do domów, rodziców nie było gdzies jakby pojechali i większość ludzi gdzieś znikła lub pojechała, szukałem w moim dawnym domu, czegoś do jedzenia i znalazłem swojego psa. Który przez cały tam był, ledwo chodził i jakby nie kontaktował do końca z obecnym świateł był jak hmm zombie. Wszyscy byli trochę podobni.. pamiętam, konwersacje w naszym schronie wcześniej, pamiętam plasterki sera topionego jako pożywienie, pamiętam że szukałem marihuany, szukałem, a wszystko zostało w aucie, bo mieliśmy gdzieś jechać, wszyscy gdzieś się zbierali, jechać bez powrotu i wszystkie moje rzeczy najpotrzebniejsze i najszybsze do wzięcia zostały w samochodzie ktorego nie było. W domu na szczęście znalałem trochę THC w miejscu, resztkę z INNEGO SNU!!! :E winnym śnie tam miałem kiedyś tam i w tym znalazłem. Potem pamiętam, że były jakieś wyprawy nie wyprawy żeby odgadnąć WTF się z nami dzieje. Z ludzmi się chodziło i coś było nie tak, jakiś inny świat.. potem chyhba gdzieś szedłem prowadziłem grupę ludzi i weszliśmy do jakiegoś starego opuszczonego budynku trzeba się było schylać szło się z pochodniami. I odkryłem, że czegoś nie ma.. chodziło o coś pod ziemią, co zawsze jest, a teraz tego nie było, ale nie pamiętam co. Zeszliśmy po jakieś drabinie i zostaliśmy zaatakowani. Byli to jakieś postacie w srebrnych płaszczach i oddychali policzkami. Mięli jakby skrzela. i ogólnie krew i nieprzyjemny widok, chcieli nas zabić, wkładali nas do jakiegoś drewnianego średniowiecznego narzędzia i wiem, że kogoś tam chcieli zabić pomału najpierw odcinając mu stopę i wiem, że ja zacząłem coś gadać. Z nimi i potem mam nie jasność bo brakuje mi drugiego rozdziału... w którym ktoś jakby po nas przyleciał czy przypłynął.. że miał nas uratować czy coś, a potem się okazało że lipa i wróciliśmy na swoje miejsca. Nie wiem potem wiem, że u jednego z nich.. znaczy bo ktoś mnie budził i wyszedłem trochę rytmu więc sobie dodałem do snu jeden element tworzący go dalej samoistnie czyli pilota do skoczka kałużowego :E Którego zauważyłem w ręce jednego z tych ludzi. I było, że coś mieliśmy uciekać, że wiedziałem kim oni są, a onie nie podjerzewali, potem jakieś sceny w kosmosie nie wiem w jakim czasie, jakieś potem cofnięcie się w czasie jakąś kartkę z imieniem NATASHA zapobiegającej katastrofie... nie wiem ciężko mi to określić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz